impresja |
|
|
|
Dołączył: 07 Gru 2010 |
Posty: 4 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
|
|
|
|
|
|
Czasami czytała to forum, ale nigdy się nie udzielałam jakoś...
Jednak chcę zostawić gdzieś ślad po najwspanialszym królisiu jakiego miałam przyjemność poznać...
Wzięłam ją do adopcji, gdy miała 3 lata... była w zaniedbanej, śmierdzącej klatce, ale była bardzo wesoła... żywa... kochana. Uwielbiała głaskanie, uwielbiała drapanie- zawsze, nawet przy najmniejszy dotyku chrupała z zadowolenia ząbkami...
Wzięłam ją dla mojego królisia Fredzia dla towarzystwa i bałam się, że zawsze będzie na 2 miejscu, a pokochałam tak bardzo... jej nie dało się nie kochać...
Nigdy nie zrobiła mi nic złego, była cudowna... tulipiętka...
W tamtym domu musieli jej dawać czekoladę i inne niedozwolone rzeczy, bo często próbowała mi je podkradać... zawsze miała przez to bardzo wrażliwy żołądek, najmniejsza zmiana w jedzonku powodowała biegunki... ale nauczyłam się ją karmić i już wszystko było dobrze (a przynajmniej tak wyglądało...)
Rok temu złamała nogę w ogrodzie. Miała zastrzyki... wydawało się, że już jest dobrze0 choć nóżka służyła już tylko do podpierania się... ale weterynarz twierdził, że da się z tym żyć.
W tamtym czasie bardzo wychudła...
Już nigdy nie wróciła do normalnej wagi.
Podobno króliczki potrafią bardzo długo ukrywać, że są chore... tak było z nią. Była ciągle wspaniała, biegała, kicała, jadła i piła i wydawała się szczęśliwa.
Przedwczoraj niestety czymś się zatruła (tak to wyglądało) Siedziała w rogu i już nie chciała do mnie podejść... chrupała strasznie ząbkami- już nie z przyjemności, a bólu... było późno- pomyślałam, że zostawię ją w klatce, z dala od Fredzia do rana. Rano było lepiej- jadła- wyglądała, jakby jej przeszło. Poszłam więc do pracy. Kiedy wróciłam- leżała w kącie klatki, w bardzo dziwny sposób, jakby tylne nóżki miała bezwładne...
Otworzyłam klatkę- od razu zaczęła się czołgać w moją stronę. Wzięłam ją na łóżko i dzwoniłam do weterynarza, a ona wtuliła się we mnie... tak bardzo mono... mocniej niż kiedykolwiek, chciała być blisko mnie...
Niestety odeszła w samochodzie... nie dowiozłam jej do weterynarza... Cały czas była we mnie wtulona, choć bardzo ciepiała... Wydała cichy krzyk, strasznie się wygięła, zdrętwiała i... było po wszystkim...
Cały czas żałuję, że nie spędzałam z nią każdej wolnej chwili... choć starałam się poświęcać jej dużo czasu- teraz wydaje mi się za mało...
Miała 7 lat.
Fred jest bardzo smutny- staram się z nim być jak najwięcej...
Kocham Cię Franiu [*] i zawsze będę...
Zegnaj...
[/img] |
|