pati1500 |
|
|
|
Dołączył: 20 Mar 2010 |
Posty: 1987 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Szczecin Płeć: K |
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/post_corner.gif) |
|
Wybaczcie, że rejestruję się tutaj dopiero po odejściu mojego króliczka.
Ale muszę gdzieś to wszystko napisać.
Zacznę od początku.
Zaczęło się od tego, że spadłam z konia i złamałam obojczyk. Więc żeby królisiowi było dobrze, mógł biegać po mieszkanku, sprzątane regularnie oddałam go na przechowanie do koleżanki. Przez pierwsze dwa tygodnie było dobrze. Później koleżanka mnie poinformowała, że Lulek jest osowiały, nie je, nie pije, nie wypróżnia się. Od razu do niej pojechałam i razem poszłyśmy do weterynarza. Dostał z 5 zastrzyków, w tym między innymi rozluźniające, przeczyszczające i z witaminami. Zabrałam go z powrotem do siebie. Całą noc nie spałam czuwając przy śpiącym króliczku. W nocy pierwszy raz pokazał mi, że jemu też na mnie zalezało. Z wielkim trudem podczołgał się do mnie i wtulił. I tak dalej spał. Na następny dzień pojechałam z mamą do innego weta, który wcześniej jako jedyny wiedział co mu było, jak miał dziwne ataki. Dostał sterydy i witaminy. Jeżeli króliczkowi się polepszy miało nastąpić dalsze leczenie w sobotę (dzisiaj). Lul poczuł się lepiej, zjadł troszkę siana, pił. Trochę czasu później coś dziwnego stało mu się z przednimi łapkami, a zwłaszcza z lewą. Ledwo na niej stawał, wykręcała mu się do środka. Lekarz podejrzewał zmiany w mózgu, teraz wiem, że tak było naprawdę. W nocy dzisiaj, około godziny 2 króliś nagle zaczął biegać po klatce. Wypuściłam go, biegał i przystawał, z obłędnym strachem w oczach, tracił coraz bardziej czucie w łapce. Biegał jakby chciał uciec od samego siebie, aż w końcu się przewrócił. Sparaliżowało mu całą lewą stronę. Leżał tak na boku, szybko oddychając z przymrużonymi oczkami. Byłam przy nim, głaskałam, mówiłam, przepraszałam za to, że go zostawiłam. Po mniej więcej godzinie oczy mu się rozszerzyły, wykonywał gwałtowne ruchy. Wiedziałam, że to będzie koniec. Przyłożyłam rękę do serduszka - nie poczułam nic. On z desperacją próbował zaczerpnąć powietrza. Walczył, chciał żyć. Niestety królicze serducho nie jest takie silne. Poddało się. Z niewidzącymi zza łez oczami pobiegłam do mamy. Powiedziałam, żeby sprawdziła czy naprawdę to się stało, bo ja nic nie widzę. Niestety tak było.
Był ze mną 5 lat. Nigdy nie żałowałam, że wybrałam właśnie jego - jako jedynego spośród innych, który niezmordowanie biegał po klatce. Zauroczył mnie swoją radością życia.
Nie musicie tego czytać. Po prostu musiałam gdzieś to wszystko napisać.
Mam ogromne wyrzuty sumienia, że może gdybym go nie oddała nic by się nie stało. To mnie wyczerpuje psychicznie.
Umierał z wielkim strachem w oczach i desperacją, ale wybaczył. Wybaczył mi to, że go zostawiłam. Teraz już tego strachu nie ma.
Kica sobie z dwoma kolegami na zielonych łąkach w króliczym niebie.
Nigdy sobie tego nie wybaczę i nie pogodzę się z jego stratą.
Był to pierwszy zwierzak, którego miałam tak długo całkowicie dla siebie, którego mogłam tak mocno i szczerze kochać. Cieszę się, że on pokazał mi przed śmiercią, że też nie byłam mu obojętna.
Dziękuję za możliwość wygadania się. |
|