noiselessly |
|
|
|
Dołączył: 13 Mar 2013 |
Posty: 1 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Płeć: K |
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj nad ranem odszedł mój kilkumiesięczny króliczek. To był mój mały biały antydepresant. Nie mam pojęcia co się stało, chciałam dla niego jak najlepiej. Nigdy nie był zamykany w klatce, miał do dyspozycji cały pokój. Wczoraj wieczorem zauważyłam, że dziwnie się zachowuje, więc włożyłam go do klatki. Było późno, a w moim mieście nie ma całodobowej kliniki. Siedziałam z nim, a on zachowywał się jakby był śpiący, nie chciał jeść ani pić. Koło piątek dostał jakiejś padaczki i umarł na moich rękach. Strasznie się obwiniam i nie mogę przestać płakać. Nie wiem nawet dlaczego to się stało, zawsze dbałam o to, żeby był bezpieczny, a on odszedł tak nagle, jeszcze w tym samym dniu zachowywał się normalnie. Boję się, że to moja wina, że pewnie czegoś nie dopilnowałam. Był wspaniałym zwierzątkiem, mimo, że ciągle sikał na moje łóżko, czego moja Mama nienawidziła. Przychodził do mnie w nocy i domagał się głaskania przy czym głośno zgrzytał ząbkami, a jeżeli nie chciałam tego robić, wchodził na parapet i obgryzał książki lub zrzucał lampkę na podłogę. Mam nadzieję, że było mu u mnie dobrze. Strasznie kochałam tą małą kuleczkę... |
|