|
Oj, tego focha to ja znam - ja też jechałam z Tośką do rodziców na święta i posmakowałam znowu króliczego buntu - po pierwsze zesikała się do transporterka - i to dwa razy, raz mi wstyd przyniosła u weta, do którego jechałyśmy po drodze, kiedy to musiałam przed badaniem wycierać ją, a potem czyścić transporterek i wymieniać sianko, a potem replay był w domu rodzinnym - znowy wyjęłam obsikanego królasa. Po drugie, przez całą sobotę i niedzielę jakby zapomniała do czego służy kuweta, bo osikała całą klatkę, nie oszczędzając nawet miski z wodą i pokój, w którym na szczęście najpierw rozłożyłam na kanapie folię...
Teraz jest o tyle lepiej, że przynajmniej już na mnie nie warczy, jak próbuję się do niej zbliżać...
Nawet psom się oberwało, które chciały się grzecznie przywitać, a w zamian zostały oprychane
Siedzi sobie teraz panna obrażalska przy kaloryferze i grzeje króliczy tyłek |
|
|
|