Ciapusia |
|
|
|
Dołączył: 28 Wrz 2009 |
Posty: 71 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Bytom Płeć: K |
|
|
|
|
|
|
Czas wam przedstawić moje zbóje
Może po kolei.
Najpierw była Ciapula - najwspanialszy uchol pod słońcem, nigdy nic lepszego mi się nie przytrafi. Od niej zaczęła się moja przygoda z królikami. Kupiona jako paro-tygodniowy maluszek w zoologicznym, mieściła mi się na dłoni, a miałam wtedy jakieś 12/13 lat. Cóż - jej życie za kolorowe nie było, mała klatka, na krótki czas wypuszczana, złe jedzenie, czasem dostała ochrzan ode mnie, albo od brata po tyłku, jak się zsikala na jego łóżko Wszystko zmieniła... choroba. Dzięki zatorowi trafiłam na forum, bardzo dużo czasu się edukowałam. Zmiana diety, zmiana klatki na zagrodę, zmiana dotychczasowego życia. Została wysterylizowana. Była małą złośnicą, ręce mam po niej całe w bliznach. Kolejnym wielkim krokiem było sprowadzenie do domu Jaspera. No cóż - błąkał się po moim podwórku, ktos go wyrzucił jak śmiecia... Ciapula ogólnie rzecz biorąc wpadla w szał, atakowala wszystko i wszystkich, wyczuła intruza na swoich włościach. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że ten intruz okaże się jej najlepszym przyjacielem... Droga do przyjaźni była długa, Jaspera trzeba było wykastrować, co nie było łatwe, bo za każdym razem, kiedy zbliżal się termin kastracji on musial zachorować. Ale w końcu się udalo. Po kilku próbach zaprzyjaźniania, po pół roku od przyniesienia go do domu, dzień przed sylwestrem zaprzyjaźniły się - to było coś wspaniałego, byłam wniebowzięta. I tak sobie razem kicały następne pół roku, choróbka nas co jakiś czas dopadały, Ciapula miała kilka zabiegów dot. zębów i gdy już wszystko zapowiadało się dobrze... Ciapula odeszła. Miała zaledwie nieco ponad 4 lata, to był najgorszy dzień w moim życiu, stalo się to nagle, niespodziewanie, 6 czerwca budząc się rano zobaczyłam ją całą w swoich odchodach, nie ruszała się, jej ciałko było bezwładne. Na nic nie patrząc narzucilam coś na siebie, królik po pachę i do weta. Było jakoś po 8, doleciałam zapłakana do gabinetu, a tam... otwarte od 9... Zalamalam się, nie mogłam nic zrobić, jak tylko patrzeć, jak mój królik umiera. Siedziałam przed drzwiami gabinetu i ryczałam, krzyczałam do niej, żeby mnie nie zostawiała, żeby nie zostawiała Jaspera... Ludzie przechodzili obok i patrzyli się jak na wariatke, ale mnie już nic nie obchodziło, właśnie odchodził mój przyjaciel... W końcu drzwi się otworzyły, wlecialam do środka, coś tam próbowałam z siebie wydusić, wet wziąl ode mnie królika, położył ją na stole. Ale ona już była w agoni, wykręcała ciałko nie mogąc złapać powietrza. Wet pomacał brzuch i tylko usłyszalam jak ulatują gazy. A potem... potem już byl tylko zastrzyk... Zastrzyk w samo serce... Jej ciałko tam zostawiłam, czego żałuję do teraz okropnie, okropnie.... W każdym razie świat zawalil mi się w tym jednym dniu całkowicie. Ciapula była najwspanialsza, teraz pisząc to wszystko jestem zalana łzami... Ze mnie był wrak człowieka, nie byłam w stanie się uśmiechnąć... Cóż - ja jestem zdruzgotana do teraz. Ktoś wam powiedział, że z czasem jest lżej? Nie słuchajcie go, wcale lżej nie jest, jest okropnie, paskudnie, czas leczy rany, a wielka blizna pozostaje.... I tylko czekam na dzień, aż znowu się spotkamy - już się doczekać nie mogę...
W każdym razie - Jasper cierpiał razem ze mną. Nie brykal, odmawial jedzenia. I tak sobie cierpieliśmy razem, az nagle... Na adopcyjnej zobaczyłam Petunie. Zobaczycie zaraz, dlaczego zdecydowałam się właśnie na nią. Po wielu godzinach myślenia zdecydowałam się - adoptujemy ją. Formularz wysłany, wszystko podpisane, królik jest mój. Transport znalazl się szybko, bo już 6 sierpnia Petunia do mnie przyjechała.
Oh kochani, jakie to było przeżycie... Charakter identyczny... Dokładnie taka sama królica, kropka w kropkę. Petunia została przechrzczona na Milka. Z Jasperem zaprzyjaźniła sie dość szybko, po 2 tygodniach już były razem. I mam takie dwa smrody do teraz, brykają, bawią się, przytulają. Boję sie tylko dnia... sami wiecie jakiego, kiedy koszmar się powtórzy... Ale na razie nic na to nie wskazuje, króle tryskają zdrowiem i mam nadzieję, że będa żyć dłużej niż moja kochana Ciapulka.
Za Ciapulą wyję do teraz, króliki daję mi tyle radości, ale ból wcale nie zmalał.
Dobrze, nie wiem kto przebrnął przez to wszystko, w każdym razie czas na fotki.
To jest Ciapulka:
Tu z Jasperem:
No a teraz Milka (już wiecie czemu akurat ją adoptowalam?):
Z Jasperem:
Nie wiem, kto przebrnął przez to wszystko W każdym razie to są moje króliki |
|