|
No to od świąt jesteśmy pod znakiem leczenia królika znowu. Tym razem układ pokarmowy się zbuntował.
Zaczęło się od tego, że już chyba ze 4 razy byłyśmy u weterynarza z zatrzymanym moczem. Tośka miała pobraną krew, żeby sprawdzić, czy nerki poprawnie działają i niestety, okazało się, że zdrowe nie są. Nakaz od weta, póki co, antybiotyk i dużo pić. Antybiotyk się skończył, lakcid Tośka dostaje cały czas, a żeby więcej siusiała, miałam podawać jej dużo płynów i moczopędne pokarmy. Jednym z nich miała być pietruszka. No i od niej się zaczęło.
W wigilię podałam jej kawałek natki, a ponieważ wcześniej jej nie jadła, dostała tylko mały kawałek. I dostała silnego rozwolnienia. Przestała jeść, więc ją dokarmiałam. Po 12 godzinach biegunka się zatrzymała, ale pojawiło się wzdęcie. Ciąg dalszy dokarmiania strzykawką, nospa, espumisan, herbatka koperkowa. Wszystko na siłę, bo oczywiście mały pyszczek niczego nie przyjmuje. Masowanie brzuszka słoikiem z ciepłą wodą. Pojawiły się bobki, które bardzo szybko zmieniły się znowu w biegunkę, a ta znowu w zaparcie z wzdęciem. Od weta dostałam jakiś preparat do dokarmiania zwierzaczka, antybiotyk podskórnie, bo w jelitach strasznie dużo się dzieje.
No i tak od kilku dni się męczymy raz z biegunką, raz ze wzdęciem, Tośka ma coraz mniejszą ochotę współpracować, nawet nie ma ochoty biegać po pokoju, chociaż staram się ją do przeganiać trochę, żeby się rozruszała, ale marny tego efekt.
Mam nadzieję, że i tym razem uda nam się pokonać choróbsko... |
|
|
|